Chcąc zachować kolejność wydarzeń powinnam napisać teraz o spotkaniu
forumowego bractwa, które odbyło się ''u Iwanka''.Pozwólcie jednak, że
przeskoczymy w czasie o dwa dni (spotkanie zostawiając na ''ostudzenie''
Piekła).Wkleję opis tego wydarzenia troszkę później.
Wzajemne stosunki miedzy Martą a moją Pati ulegały wciąż pogorszeniu.
Doszło do tego, do czego dojść musiało.Patrycji koleżanka nie potrafiła ukryć, że jest daleka od ''szczęśliwosci''.
Między nimi wyczuwałam wciąż rosnący mur.Każda z nich budowała swoja twierdzę nie do zdobycia..od czasu do czasu(sporadycznie) opuszczajac zwodzony most.
Pati obojętniała na Marty fochy a Marta nie potrafiła zaakceptować odstawienia w kąt.
Wytworzyło sie w ten sposób ''błedne koło'', które najbardziej to chyba bolało mnie.
Nie macie nawet pojęcia ile razy ''prałam siebie po pysku'' za to, że człowiek nie wziął czegoś takiego pod uwagę.
A podobno były ..przyjaciółkami...:(
Serce mnie bolało ale..czy mogłam coś na to poradzić..?!Nawet jak mogłam to nie wiedziałam co jeszcze mogę zrobić..by..i Marta zaczęła się częściej uśmiechać....a nie tylko okazjonalnie.
Obydwoje ze Słońcem podświadomie wyczuwaliśmy nienormalność całej tej sytuacji, co przenosiło się i na nasze wzajemne stosunki.
Bezsilność nas przygniatała..bo przecież niejako byliśmy zobligowani do tego aby i Marta spędziła miło czas.
W nadziei, że może Basiulinek potafi dotrzeć do Marty poprosiłam moją
przyjaciółkę o pomoc.
Razem z Basią tłumaczyłysmy, że są i inne dzieciaki..oprócz Pati..Wydawało się, ze po tej rozmowie jakby coś zaczęło iść ku lepszemu...Promyk nadzieji pojawił się w tym ...pamiętnym dniu.
Starszyzna młodzieżowa wybrała sie na dyskotekę a my do ''Iwanka''.
Podekscytowanie u bab napawało nadzieją, że Marta się zintegruje wreszcie z
pozostałymy dzieciakami i o Pati ...zapomni.
Wieczór nie zapowiadał niczego takiego nadzwyczajnego (co potem zaczęło sie
dziać).
Drogi nie przebiegł żaden czarny kot...żaden znak szczególny na niebie się
nie pojawił..nie wstaliśmy lewa nogą (wręcz przeciwnie-milutko spedzilismy dzień
na plaży,który śmialo mozna zaliczyć jako ...udany).
Rodzinka, która miała dotrzeć -dotarła i boss Basia wydała rozkaz do
wymarszu na kolacyjkę zapoznawczo- integrujacą...:)
Siedzieliśmy przy złaczonych stołach i popijaliśmy winko.
Czas upływał na śmiechach i chichach.Muzyczka przygrywała, zachęcajac w ten
sposób do zabawy.Chorwackie melodie jednak nie każdemu pasują.
Slońce z ''braku laku'' zaakceptował biesiadne kawałki...a ja przy każdej muzyce mogę się bawić...zresztą...ja lubię słuchać chorwackiej muzyki.
Nie grali oczywiście tego co bym chciała ale...można się było bawić.
Iwanek pilnie dawał pozor aby nam winka nie brakowało co ..zaowocowało tym iż po trzech lampkach ja już się czułam wesolutka i ..ogarnęła mnie jakaś niepochamowana radość.
Mąż liczył moje ''lampki winka'' i przy czwartej powiedział:
-prosze Cię ....może na chwilke przystopuj..upijesz się!
-..no co ty Kicia ...wcale nie czuję żebym winko piła...chyba Iwanek wodę
nam przyniósł..przez pomyłkę..-odparłam ze smiechem.
Fakt faktem...jakoś tak mało tego wina czułam.
Wiedziałam jednak, że Słońce ma rację.Nie każdy pić może a ja zdecydowanie
należę do tej grupy ludzi, którzy nie powinni w ogóle .. pić.U mnie nie ma znaczenia jak dużo wypiję (czy to są dwie lampki czy cztery)..potem i tak ''umieram''.
Nie dotyczy to jednak Chorwacji bo ..jakoś mój organizm sobie nadzwyczajnie w tym klimacie radzi i nie mam sensacji żołądkowych.
W innym klimacie wypicie lampki wina kończy się odwiedzeniem toalety.
Dlaczego tak się dzieje...nie mam bladego pojęcia.
Mąż nie tyle wykazywał sie troską o mnie (choć to też) co faktem, że taka wesolutka byłam..w tańcu nie do prowadzenia.
Źle mu sie ze mną bawiło bo przejmowałam ''stery''.Nawet nie tyle ''przejmowałam'' co ''narzucałam'', nie bacząc na to, że czasem kroczki mi sie pomyliły;zamiast jednego obrotu..dwa zrobiły;a jak wypuszczał mnie ze swoich objęć zbyt daleko...bawiłam się improwizując no bo jakoś ręce za krótkie się okazywały.
Prawdę powiedziawszy to lepiej mi się bawi samej niż z kimś w parze ( ale
zawsze odkąd pamietam tak było).
Chyba..pozostałości z młodzieńczych czasów dyskotek.
Zabawiłam się kilka piosenek ze Słońcem a potem panowie muzykanci zrobili
sobie przerwę.
Pomyślałam sobie czy nie potrafili by zagrać czegoś...mniej biesiadnego tak
aby cały ''nasz stół'' mógł się zabawić.W głowie zrodził się szalony pomysł aby podejść i ..zapytać.''A nóż widelec'' zagrają jakiś swiatowy przebój po...angielsku,wtedy i Basiulinek pewnie na tańce by się skusiła.
-Kicia..zaraz wracam!-rzekłam po czym zaczełam podnosic cztery literki z
ławeczki.
-Wybierasz się gdzieś?!-zapytał Słońce patrząc na mnie pytająco.-Idę.....do...toalety!-odparłam szybciutko.
Lekkie niedomówienie pozwoliło mi sie oddalić bez dalszego tłumaczenia.
Czując na plecach wzrok małżonka troszeczkę się..zawachałam.''Szalona baba''-szepnełam do siebie w myślach obrawszy kierunek gdzie muzykanci posilali się przed następna częscią ''koncertu''.
Ich stolik znajdował się troszkę dalej niż miejsce do którego ponoć
szłam.Siedzieli na wprost a drzwi do łazienki były na lewo.
Parę kroków przed nimi stchórzyłam i ..faktycznie poszłam tam gdzie
niekoniecznie mi się chciało iść.Rozsadku głos mi szepnał, że nie wypada ich zaś ...nagabywać (już raz wszak ich prosiłam aby mi Kazaliste coś zagrali) ale nie umieli i zagrali Gorana.
Drugi raz ich dręczyć...to chyba przesada( się mogą zdenerwować).
''Bijąc się z myślami'': poprosić-nie poprosić;podejść-nie podejść, umyłam ręce( chyba ze dwa razy) po czym.....-podeszłam do nich.
Musialam mieć jakiś pretekst aby wyciągnąć resztę towarzystwa na parkiet a ...piosenka ze specjalną dedykacją mi to ułatwiła.:)
Wróciłam do stolika.Ledwo usiadłam a tu muzykanci skończyli przerwę i zaczęli grać.
-A teraz...panie proszą panów! Aniu czy mogę porwać Hermana w
tany?!-zapytałam.
-No pewnie!-uśmiechnęła się mama Basi.
Powędrowałam z Hermanem na parkiet z lekka obawą ale bezzasadną,bo bardzo
dobrze prowadził a ja ...nie zdziwiałam.
Potem przyszla pora na pozostałych panów...(wszak -biały walc).Może gdybym nie tańczyła z Tomkiem sprawy potoczyłyby się inaczej a tak.....
Zazdrość to ...ogłupiajace uczucie...
cdn najszybciej jak się da....bo teraz już myśli mi uciekają(tez chcą
...spać..: )\
(wyłacza mi sie juz myslenie kompletnie..i nie dam rady nic juz dzisiaj natworzyc a to co skleciłam ...poprawię jutro)
no tak......i znowu nocne kawałki;)
OdpowiedzUsuńa w zwiazku z tym.... poranne niespodzianki :)
Usuń