środa, 24 kwietnia 2013

Kilka słów

Wiem..wiem-moje ''dziecko''juz nie płacze ono..wyje w niebogłosy a ja (wyrodna jednak ze mnie matka) mam to w nosie ale nie potrafię ..pisać!
To nie jest ''blokada'' to jakieś potworne zmęczenie, które towarzyszy mi od dłuższego czasu a dotyczy  całej mnie.Mam zmęczone ciało i zmęczony umysł.
Zaczęłam pisać co prawda nastepną część ale skończyłam na kilku zdaniach I ani rusz dalej.
Słowa nie płyną-utykają na mieliźnie.
Każdego dnia powtarzam sobie:''jutro będę pisać'' ale zawsze kończy się tak samo.Nie mam sił ...nie mam tego ''czegoś'' co pozwoliło by mi na moje pisarskie próby.
Jestem anemiczką i tak własnie się czuję-śpiąca i wiecznie zmęczona.Żelazo przestało działac czy ki diabli, że ledwo chodzę...?!
Wróciły nudności i kiepskawe samopoczucie..a było przecież lepiej..
W głowie kołacze się tylko jedna wielka niepewność-co dalej?!
Co z moim blogiem ...co z Agapi???

Nie myślcie, że o Was nie myślę...wręcz przeciwnie!
Jest mi tak wstyd, że czekacie na darmo...jest mi głupio i beznadziejnie.
Nie chciałam Was rozczarować ale...:(
Przerwa w pisaniu trwa zdecydowanie za długo a ja czuję tylko...bezsilność.
Tak sobie myślę...że ze mnie pisarka jak z koziej doopy trąba ale jedno mam tak jak niektórzy pisarze-nie zawsze mogę to robić.
Muszę poczekać na ''natchnienie''...
Nie wiem jak długo to potrwa..może już jutro siadę i słowa same popłyną..a może za tydzień..albo dwa-nie wiem i przepraszam Was z całego serca!


Całusków tonę dla Wszystkich!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Ciąg dalszy...:)

Wracając z ''dołu'' cały czas myślałam nad tym co mówiła Ania.

Właściwie nurtowała mnie jedna myśl-czego ja chcę?...co dla mnie byłoby najlepsze?!Próbując wskrzesić w sobie egoizm...dotarłam do naszej sypialni.Zastanawiajace było to, że wtedy nie czułam nic.Wyzuta z wszelkich emocji chłodno kalkulowałam, emocje mnie opuściły I co za tym idzie przypominałam jakąś lalkę o szklanych oczach.Takie zachowanie było do mnie niepodobne.''Programowałam ''swoje myślenie niczym bezduszna maszyna..jak robot nie umiejący czuć.

Zostać czy wrócić-oto jest pytanie.

Nie chciałam męza ''naciskać''.Nie miałam zamiaru go przekonywać do pozostania z obawy aby później ''mi się nie dostało''(gdy znowu ''skoczymy sobie do gardeł'').Jakas też dziwna duma nie pozwoliła na ten krok...choć...

Ludziłam się, że może zdecyduje aby jednak spróbować jakoś ''przetrwać''.Wiecie...mnie najbardziej w powrocie przerażalo to, ze będę musiała wrócić wcześniej do pracy.Oczami wyobraźni widziałam już te dni...jeden domek, drugi, trzeci..zaś gonitwa zaś bieg I....zaś to sprzątanie...

Wizja tegoż właśnie skutecznie odsuwała chęć powrotu.

Wyszło mi w myslach, że ja jednak chciałabym jeszcze w Orebicu zostać (pomimo, że przecież i ta opcja optymizmem nie napawała no bo wciąż czułam do małżonka ...żal.On zapewne też bo nasze wzajemne stosunki ,choc w pełni poprawne były jakieś takie...chłodno-zimne).Nie potrafiliśmy sobie wybaczyć .. zapomnieć.On próbował , ja próbowałam ale wciąż miedzy nami była jakś ściana..jakis mur.

Nie byłam gotowa by go zburzyć..zresztą jedyne narzędzie, którym mogłam to uczynić poszło sobie precz.Nie czułam miłości a tylko ona potrafiłaby rozwalić tą dzielącą nas niewidzialną ścianę.

Obojetnośc jest chyba najgorszym z możliwych uczuć dla mnie.Zawsze w parze z nią chodzi apatia a za nimi ,niczym cień, wlecze się przygnębienie.

 

Taki stan wcale konstruktywnie na mnie nie działał a wręcz przeciwnie-był powodem potężnego ''doła''.

Słowa nie sa w stanie opisać tamtej ...beznadziejności.

Zaparliśmy się jak dzikie osły I obydwoje ze Słońcem nie umieliśmy się przemóc by przywlec miłość-zdrajczynie i uciekinierkę -za fraki do naszych serc.

To jakaś dziecinna duma i niepojęta nieugiętość spowodowała, że z kochających się przecież ludzi staliśmy się dla siebie...obcy .

 

Usiedliśmy koło siebie w bezpiecznej odleglości.Chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu.Stwierdziłam, ze chyba muszę zacząć rozmowę bo będziemy tak do Bozego Narodzenia się sobie przyglądać.

 

-..I co myślisz Kicia?!

-Nie wiem...!-odparł z wachaniem małżonek.

Jego odpowiedź troszeczkę mnie zdeprymowała więc spytałam tylko:

-..no ale jak to ...''nie wiesz''?!

-Zwyczajnie...nie wiem!

 

No tośmy sobie podyskutowali...

Utkwiłam spojrzenie w jego oczach próbując odgadnąć co też mu może ''chodzić po głowie''..ale nic ''chodzącego'' nie wypatrzyłam.

Jego wzrok nie mówił nic a nic..jedynie ton jego głosu był jakis taki smutno-zrezygnowany.

Musiałam mu dać troszkę czasu aby się zastanowił ale ..jakos cierpliwość mnie opuscila bo wypaliłam:

 

-Na litość boską...byś powiedział czy chcesz faktycznie wracać...czy może zostać..?!

-..a jak sobie wyobrażasz dalsze wakacje???!!!-podniesionym tonem zapytał Słońce a tym razem ja odparłam matowym głosem:

-..nie wiem!

 

Nie wyobrazałam sobie i szczerze powiedziawszy nie chciałam sobie wyobrażać! Pomyślałam, że trzeba ''zdać się na los''.Będzie co będzie ...albo nic nie będzie..

 

Z ust małżonka pada zdanie, które mnie tak zaskakuje iz zapominam co chciałam wlasnie powiedzieć.

 

-Nie wiem czy jestem w stanie z toba dalej być..Pożycie z tobą staje się coraz trudniejsze.. lepiej będzie jak się rozstaniemy....-obwieszcza mi Słońce.

 

Otwarłam buzie ze zdziwienia chcąc cos powiedzieć ale nie bylam w stanie wydobyc z siebie głosu.Zaskoczył mnie tym tak bardzo, ze dłuzszą chwilę mnie''przytkało''.Tylko w głowie myśli nie nadarzały i nakładały się jedna na drugą..

''Rozwód...????''-chuczało mi w łepetynie niedowierzanie pomieszane z ogromnym zdziwieniem.Potem pomyslałam sobie, że przeciez już to ''przerabialiśmy'' w Tucepi ..

Popatrzyłam na Słońce myśląc ze może to jakis głupi ..żart..Jego mina nie zostawiała złudzeń.

Skoro tak sprawy się potoczyły.. musiałam przyjąć do wiadomości, że Słońce juz nie chce ze mną być.Jezeli nie chce znaczy, że juz mnie nie kocha...a skoro mnie nie kocha...znaczy....lepiej będzie jak sie rozejdziemy.

To było proste i logiczne...tylko ..skąd w takim razie ten nadciągający smutek?!

Poczucie ogromnego smutku nadciągało niczym wielki, spieniony bałwan...jak wielka potężna fala mająca kilka metrów.

Wiedziałam, ze ta fala nie może mnie dosięgnąć...nie może mnie zatopić bo inaczej...nie bedę w stanie nawet pomyśleć...

Utopiłabym się w takiej fali jak nic(to pewne!) a wtedy rozwód to byłaby tylko ..formalność.

W sumie to nie wiedziałam czy chcę cokolwiek ''działać'' aby ''dni rozwodowe '' oddalić...ale szkoda mi było tak przekreślić tych dziewietnastu lat...tym bardziej, że rok temu tyle łez w tucepi wylałam...I co?!...miałyby te lzy tak na marno ...cieknąć..?!

 

-Dobra Kicia!...skoro tak..to nie bedę cie unieszczęśliwiać sobą ale.....będziemy rozwodzić się w Anglii!!!
Teraz jesteśmy na wakacjach póki co...I zostawiam tobie decyzję czy wracamy czy zostajemy w Orebicu!

 

Powiedziałam to zdecydowanie i stanowczo pagtrząc wyczekujaco na małzonka.Rozwód musiał poczekać..to nie był odpowiedni czas ani miejsce aby podejmować jakąkolwiek tego typu decyzję.

 

Słońce stwierdził:

 

-Możemy zostać ale ...na moich warunkach.

 

Czy też z  przewrażliwienia .. czy też słowo :''warunki'' zabrzmiało conajmniej złowrogo w każdym razie...obudziła się moja czujność i podejrzliwie spojrzałam na Słońce, mysląc przy tym ''co też miał na myśli''...Zaczynałam się juz bać tych jego ''warunków'' bo podejrzewałam, że mogą być trudne do zaakceptowania.Warunki te (jak sie później miało okazać) tyczyły się głównie ''doroślejszych dzieci'' ale...nie tylko...

 

-...hmmm...cóż...zatem chodźmy do bab..-odparłam zaciekawiona niezmiernie z czym Słońce ''wyskoczy'' i czy.....''warunki się przyjmą''..

 

 

 

Część trzynasta Piekła

Muszę powiedzieć, że wyjeżdzamy..ale nie wiem jak..''Najprościej''-podszeptuje mi serce więc patrząc smutnym wzrokiem mówię do Ani:

 

-Chcieliśmy się też...pożegnać!

 

Basi mama przewierca mnie spojrzeniem a jej mina mówi więcej niż same słowa.Zaskoczyłam ją tym jednym zdaniem i chwilkę trwa zanim to do niej dociera.

 

-Jak to.....''pożegnać''????-pada z jej ust a jest to w takim samym stopniu pytanie jak i ...nagana.Jej oczy prześwietlaja mnie na wskroś a ja mam ochotę schować sie predziutko w jakąś mysią dziurę.

Czuję się jak gdybym coś ''zmalowała''..niczym mała dziewczynka, która spsociła i znalazła się ''na dywaniku''..nie wiem gdzie mam oczy podziać, zeby nie widzieć tego ...Ani spojrzenia.Jest w delikatnym szoku, zapewne nie spodziewala się czegoś takiego usłyszeć.

 

-Postanowiliśmy, że ..wracamy do domu...-mówię a głos troszeczkę mi sie załamuje.

 

Nutki niepewności zaczynają ''pobrzdękiwać'' i już sama nie wiem czy jest to jednak słuszna decyzja.

Robi mi się przeraźliwie smutno na duszy...Nie będzie już wieczornych pogaduszek..porannej kawusi..rozmów..śmiechów..

Jedyne co będzie to- jedna wielka niewiadoma- po wcześniejszym przymusowym powrocie.

Już wielokrotnie bywałam w sytuacji ''bez wyjścia'' ale jeszcze nigdy nie czułam się tak ..''podle'' jak w tamtej chwili.

Żałość ogromna mnie ogarnęła, że tak oto maja skończyć się te...wakacje.

Przeklinam w duchu te złe janioły, że nie zostawiły mnie w spokoju....że nie dały mi odpocząć od siebie....i przylazły!Wrzeszczę do nich w duchu:''Nie jestem taka zła przecież żebym nie mogła mieć kilkunastu spokojnych i radosnych dni w roku...czy już nie wystarcza wam, że w Królestwie łazicie za mna krok w krok...?! Nie mozecie się choć na chwilkę ..odczepić????..''

Dobrze, że na zewnątrz nie słychać tego mojego monologu z ''kocmołuchami''...dobrze, że nie widać jak ''czarne piekności'' obstapiły mnie i z przeraźliwym chichotem tańcuja dookoła mnie dziki, diabelski taniec.Nie mam sił aby je od siebie odgonić...przepędzić na cztery wiatry...posłać tam skąd przyszły, czyli do piekielnych czeluści ciemności.

Złe moce zawiązują mi chustę na oczy i postanawiaja urządzić sobie zabawę w ''ciciubabkę''.Krecąc mną dookoła, dotykają swoimi czarnymi łapami i śmiejąc się do rozpuku wykrzykują znaną z dzieciństwa rymowankę:

''-Babciu, babciu na czym stoicie?

-Na beczce!

-A co w tej beczce?

-Kapusta i kwas!

-To..gońcie nas!''

Zostałam z zawiązanymi oczami a one rozpierzchły się dookoła.

Jestem zmęczona na tą zabawę...Zmęczona aby się w ''ciuciubabkę'' bawić..zmęczona..na cokolwiek a już z nimi zupełnie nie mam ochoty bawić się w ..cokolwiek.Mam im za złe, że sobie mnie ''upatrzyły''i ze mnie tak ..''polubiły''.Dlaczego akurat ...mnie???

Zdzieram chustę i powracam do rzeczywistości..Wstrętne złośliwce znikają a ja słyszę jak Ania pyta:

 

-..ale dlaczego wyjeżdżacie???Co sie stało???

-Stało się.... dużo! O mały włos abyśmy się wczoraj nie pozabijali ze Słońcem...Dalismy niezły ''pokaz''-niczym z jakiejś patologicznej rodziny.Marta zalewa się łzami..najzwyczajniej w świecie już nie mamy sił..-odpowiadam z rezygnacją w głosie.

 

Basiulinkowa mama patrzy na mnie przeciągle i marszczy czoło.Niezadowolenie zaczyna gościć na jej twarzy i tak jakby ..nutka rozczarowania.

Mam wrażenie, że to rozczarowanie dotyczy ....mnie!

Cóż...zapewne wyobrażala sobie Agapi ciuteczkę inaczej...ale...ja chcę przecież tylko..''świętego spokoju''...chcę aby demony sobie poszły...bo Orebic zaczął przypominać jakąś ''Łysą Górę''.

Trudno mi to jej wszystko wytłumaczyć.Na to potrzebowałabym znacznie więcej czasu...a ja ...go nie mam..ja chcę -uciec ..

 

-Kasia..a co na to dzieci?! Też chcą wracać do domu???-pyta Ania a mnie znowu serce krwawi.

 

Przed oczami pojawia sie obraz ich szlochów i płaczów.Niemal słyszę te nocne pochlipywania i znowu tonę w fali smutku.

 

-Nie..dzieci przepłakały całą noc z żałości, że wracamy..-zaczęłam a Ania mi przerwała:

-Znaczy....chcesz unieszczęśliwić swoje własne dzieci kosztem szczęścia jednego cudzego???!!!

 

Dezaprobata z jaką Ania to powiedziała poruszyła jakieś komórki myślowe w mojej głowie i zaczęłam czuć się już całkiem beznadziejnie no bo to co powiedziała Basiulinkowa mama było...takie strasznie trafne i prawdziwe.

Tak to niestety ..wyglądało.Tyle, że  w sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, nie było miejsca na takie myślenie.Ktoś musiał ucierpieć..ponieważ nie było ''słusznej drogi''.Każda z dróg prowadziła do ..''nikąd''.

Zostanie w Orebicu groziło następnym piekłem (wcześniej czy później)..i zdawałam sobie z tego sprawę.To był zaledwie początek tak zwanej ''góry lodowej''...No i jeszcze...Marta..Czyż mogłam pozwolić żeby dziecko  zalewało się łzami na wakacjach ?!

 

-Kasia..dlaczego ty zawsze robisz wszystko dla ..innych?!Dlaczego nie możesz zrobic coś dla ..siebie?! Przecież wiesz, że powrót będzie koszmarem.Nic nie odpoczęliście...stłamszeni psychicznie wrócicie do Królestwa a potem ..co?! Czy myślisz, że będzie ...lepiej?!-zapytała Ania a ja nie miałam pojęcia co na to odpowiedzieć.

 

Obawiałam się, że Basiulinkowa mama ma rację.Bałam się powrotu i szkoda mi bylo moich dzieci...

Serce rozdzierało mi się na kawałeczki kiedy tak Ania mówiła...to co ja bałam sie powiedzieć na głos.

 

-Poza tym ...przemyśl to co chcesz zrobić..Zapłaciliście gospodyni za dwa tygodnie.Raczej tych pieniędzy nie odzyskacie..Marta nie ponosi żadnych konsekwencji finansowych ale...wy ..tak!

Czy nie lepiej zostać i puścić to wszystko co się wczoraj stało w niepamięć?!Dzieci bedą szczęśliwe..wy się dogadacie....

-no a co z Martą?!-przerwałam Ani ze smutkiem.

-Marta bedzie musiała jakoś wytrzymać te kilka dni i podejść do sprawy w ten sposób, ze ''darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda''.To są w końcu wasze wakacje! To nie Marta was wzięła na wczasy tylko wy ją!

Skoro dzieciaki chcą zostać...a i wy chyba też(pomimo wszystko)...to...

 

Ania przerwała bo właśnie na tarasie pojawiła się Basia, która nie całkiem obudzona zrobiła ''wielkie oczy '' na nasz widok.Nie tyle na widok nas jako nas, co na widok wyrazu naszych twarzy.

Kiedy usłyszała, że przyszliśmy się pożegnać wykrzyknęła:

 

-No chyba nie mówicie poważnie..oszaleliście???!!!

-Twoja mamusia powiedziała:''czy wyście zwariowali''-odrzekłam i uśmiechnełam się smutno do przyjaciółki.

 

Basia nie słyszała nocnej awantury bo twardo spała..zatem w skrócie  opisaliśmy jej... co ja ominęło.

-hmm...nie wygladacie na takich ''awanturników''-odpowiedziała usmiechając się szeroko i dodając- szczęście, że Tomas spał bo jakby ona tam wpadł..to dopiero by wszystkich ''poustawiał''.

 

 Wyobraziłam sobie więc... mniej wiecej co Basia miala na myśli i zaczął  pojawiać się nieśmialutko usmieszek na mojej twarzy...tak...mogłoby być jeszcze...''ciekawiej''..bez dwóch zdań.

 

Z każda kolejną minutą pomysł wyjazdu przestal juz być takim ...''cudownym rozwiązaniem''...no i Ania przecież miała rację...pora spojrzeć w lustro i zacząć lubić tą okropną Agapi..a co za tym idzie..zastanowić się co jest dla niej ..najlepsze..bo jak to Basiulinkowa mamusia mówi:

''troszke egoizmu jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło'' .

 

Decyzja o wyjeździe zaczęła tracić grunt pod nogami...i niczym niestabilna budowla poczęła kołysac się z lewa na prawo.

-To co....moze jednak ...zostaniecie?!-zapytała Ania a ja popatrzylam na Slońce pytając:

-Co o tym wszystkim myślisz?

 

Nie chciałam żeby w razie czego...było ''na mnie'' i ostateczną decyzję pozostawiłam mężowi...Połowa mnie jednak ..chciała zostać i miałam nadzieję, że mąż zdecyduje iż walizki zostaną rozpakowane.

Słońce popatrzył na mnie przeciągle mówiąc:

 

-Pójdziemy na górę to przedyskutować jeszcze raz.

 

Poszliśmy zatem na ..''naradę''.Wchodząc do apartamentu odruchowo spojrzałam w to głupie lustro.Zobaczylam wyprostowana dumnie Agapi krocząca za małżonkiem a w jej oczach zaczął pojawiać się ten błysk.Nie bałam się już moich demonów..mało tego...byłam pewna, ze jezeli jeszcze raz urzadzą sobie ze mnie ''ciuciubabkę'' skopię im tyłki jak nic.

Nie miałam pojecia co zdecyduje Słońce ale wiedziałam, że cokolwiek to będzie do Królestwa wrócę...''odmieniona''.Zaczęłam lubić siebie, akceptujac swoje ułomności i wady..nie gubiąc jednocześnie tych wszystkich pozytywów jakie posiadam...