Wiem..wiem-moje ''dziecko''juz nie płacze ono..wyje w niebogłosy a ja (wyrodna jednak ze mnie matka) mam to w nosie ale nie potrafię ..pisać!
To nie jest ''blokada'' to jakieś potworne zmęczenie, które towarzyszy mi od dłuższego czasu a dotyczy całej mnie.Mam zmęczone ciało i zmęczony umysł.
Zaczęłam pisać co prawda nastepną część ale skończyłam na kilku zdaniach I ani rusz dalej.
Słowa nie płyną-utykają na mieliźnie.
Każdego dnia powtarzam sobie:''jutro będę pisać'' ale zawsze kończy się tak samo.Nie mam sił ...nie mam tego ''czegoś'' co pozwoliło by mi na moje pisarskie próby.
Jestem anemiczką i tak własnie się czuję-śpiąca i wiecznie zmęczona.Żelazo przestało działac czy ki diabli, że ledwo chodzę...?!
Wróciły nudności i kiepskawe samopoczucie..a było przecież lepiej..
W głowie kołacze się tylko jedna wielka niepewność-co dalej?!
Co z moim blogiem ...co z Agapi???
Nie myślcie, że o Was nie myślę...wręcz przeciwnie!
Jest mi tak wstyd, że czekacie na darmo...jest mi głupio i beznadziejnie.
Nie chciałam Was rozczarować ale...:(
Przerwa w pisaniu trwa zdecydowanie za długo a ja czuję tylko...bezsilność.
Tak sobie myślę...że ze mnie pisarka jak z koziej doopy trąba ale jedno mam tak jak niektórzy pisarze-nie zawsze mogę to robić.
Muszę poczekać na ''natchnienie''...
Nie wiem jak długo to potrwa..może już jutro siadę i słowa same popłyną..a może za tydzień..albo dwa-nie wiem i przepraszam Was z całego serca!
Całusków tonę dla Wszystkich!
środa, 24 kwietnia 2013
czwartek, 11 kwietnia 2013
Ciąg dalszy...:)
Wracając z ''dołu'' cały czas myślałam nad tym co mówiła Ania.
Właściwie nurtowała mnie jedna myśl-czego ja chcę?...co dla mnie byłoby
najlepsze?!Próbując wskrzesić w sobie egoizm...dotarłam do naszej
sypialni.Zastanawiajace było to, że wtedy nie czułam nic.Wyzuta z wszelkich
emocji chłodno kalkulowałam, emocje mnie opuściły I co za tym idzie
przypominałam jakąś lalkę o szklanych oczach.Takie zachowanie było do mnie
niepodobne.''Programowałam ''swoje myślenie niczym bezduszna maszyna..jak robot
nie umiejący czuć.
Zostać czy wrócić-oto jest pytanie.
Nie chciałam męza ''naciskać''.Nie miałam zamiaru go przekonywać do
pozostania z obawy aby później ''mi się nie dostało''(gdy znowu ''skoczymy sobie
do gardeł'').Jakas też dziwna duma nie pozwoliła na ten krok...choć...
Ludziłam się, że może zdecyduje aby jednak spróbować jakoś
''przetrwać''.Wiecie...mnie najbardziej w powrocie przerażalo to, ze będę
musiała wrócić wcześniej do pracy.Oczami wyobraźni widziałam już te dni...jeden
domek, drugi, trzeci..zaś gonitwa zaś bieg I....zaś to sprzątanie...
Wizja tegoż właśnie skutecznie odsuwała chęć powrotu.
Wyszło mi w myslach, że ja jednak chciałabym jeszcze w Orebicu zostać
(pomimo, że przecież i ta opcja optymizmem nie napawała no bo wciąż czułam do
małżonka ...żal.On zapewne też bo nasze wzajemne stosunki ,choc w pełni poprawne
były jakieś takie...chłodno-zimne).Nie potrafiliśmy sobie wybaczyć ..
zapomnieć.On próbował , ja próbowałam ale wciąż miedzy nami była jakś
ściana..jakis mur.
Nie byłam gotowa by go zburzyć..zresztą jedyne narzędzie, którym mogłam to
uczynić poszło sobie precz.Nie czułam miłości a tylko ona potrafiłaby rozwalić
tą dzielącą nas niewidzialną ścianę.
Obojetnośc jest chyba najgorszym z możliwych uczuć dla mnie.Zawsze w parze
z nią chodzi apatia a za nimi ,niczym cień, wlecze się przygnębienie.
Taki stan wcale konstruktywnie na mnie nie działał a wręcz przeciwnie-był
powodem potężnego ''doła''.
Słowa nie sa w stanie opisać tamtej ...beznadziejności.
Zaparliśmy się jak dzikie osły I obydwoje ze Słońcem nie umieliśmy się
przemóc by przywlec miłość-zdrajczynie i uciekinierkę -za fraki do naszych
serc.
To jakaś dziecinna duma i niepojęta nieugiętość spowodowała, że z
kochających się przecież ludzi staliśmy się dla siebie...obcy .
Usiedliśmy koło siebie w bezpiecznej odleglości.Chwilę przyglądaliśmy się
sobie w milczeniu.Stwierdziłam, ze chyba muszę zacząć rozmowę bo będziemy tak do
Bozego Narodzenia się sobie przyglądać.
-..I co myślisz Kicia?!
-Nie wiem...!-odparł z wachaniem małżonek.
Jego odpowiedź troszeczkę mnie zdeprymowała więc spytałam tylko:
-..no ale jak to ...''nie wiesz''?!
-Zwyczajnie...nie wiem!
No tośmy sobie podyskutowali...
Utkwiłam spojrzenie w jego oczach próbując odgadnąć co też mu może
''chodzić po głowie''..ale nic ''chodzącego'' nie wypatrzyłam.
Jego wzrok nie mówił nic a nic..jedynie ton jego głosu był jakis taki
smutno-zrezygnowany.
Musiałam mu dać troszkę czasu aby się zastanowił ale ..jakos cierpliwość
mnie opuscila bo wypaliłam:
-Na litość boską...byś powiedział czy chcesz faktycznie wracać...czy może
zostać..?!
-..a jak sobie wyobrażasz dalsze wakacje???!!!-podniesionym tonem zapytał
Słońce a tym razem ja odparłam matowym głosem:
-..nie wiem!
Nie wyobrazałam sobie i szczerze powiedziawszy nie chciałam sobie
wyobrażać! Pomyślałam, że trzeba ''zdać się na los''.Będzie co będzie ...albo
nic nie będzie..
Z ust małżonka pada zdanie, które mnie tak zaskakuje iz zapominam co
chciałam wlasnie powiedzieć.
-Nie wiem czy jestem w stanie z toba dalej być..Pożycie z tobą staje się
coraz trudniejsze.. lepiej będzie jak się rozstaniemy....-obwieszcza mi
Słońce.
Otwarłam buzie ze zdziwienia chcąc cos powiedzieć ale nie bylam w stanie
wydobyc z siebie głosu.Zaskoczył mnie tym tak bardzo, ze dłuzszą chwilę
mnie''przytkało''.Tylko w głowie myśli nie nadarzały i nakładały się jedna na
drugą..
''Rozwód...????''-chuczało mi w łepetynie niedowierzanie pomieszane z
ogromnym zdziwieniem.Potem pomyslałam sobie, że przeciez już to
''przerabialiśmy'' w Tucepi ..
Popatrzyłam na Słońce myśląc ze może to jakis głupi ..żart..Jego mina nie
zostawiała złudzeń.
Skoro tak sprawy się potoczyły.. musiałam przyjąć do wiadomości, że Słońce
juz nie chce ze mną być.Jezeli nie chce znaczy, że juz mnie nie kocha...a skoro
mnie nie kocha...znaczy....lepiej będzie jak sie rozejdziemy.
To było proste i logiczne...tylko ..skąd w takim razie ten nadciągający
smutek?!
Poczucie ogromnego smutku nadciągało niczym wielki, spieniony bałwan...jak
wielka potężna fala mająca kilka metrów.
Wiedziałam, ze ta fala nie może mnie dosięgnąć...nie może mnie zatopić bo
inaczej...nie bedę w stanie nawet pomyśleć...
Utopiłabym się w takiej fali jak nic(to pewne!) a wtedy rozwód to byłaby
tylko ..formalność.
W sumie to nie wiedziałam czy chcę cokolwiek ''działać'' aby ''dni
rozwodowe '' oddalić...ale szkoda mi było tak przekreślić tych dziewietnastu
lat...tym bardziej, że rok temu tyle łez w tucepi wylałam...I co?!...miałyby te
lzy tak na marno ...cieknąć..?!
-Dobra Kicia!...skoro tak..to nie bedę cie unieszczęśliwiać sobą
ale.....będziemy rozwodzić się w Anglii!!!
Teraz jesteśmy na wakacjach póki co...I zostawiam tobie decyzję czy wracamy
czy zostajemy w Orebicu!
Powiedziałam to zdecydowanie i stanowczo pagtrząc wyczekujaco na
małzonka.Rozwód musiał poczekać..to nie był odpowiedni czas ani miejsce aby
podejmować jakąkolwiek tego typu decyzję.
Słońce stwierdził:
-Możemy zostać ale ...na moich warunkach.
Czy też z przewrażliwienia .. czy też słowo :''warunki'' zabrzmiało
conajmniej złowrogo w każdym razie...obudziła się moja czujność i podejrzliwie
spojrzałam na Słońce, mysląc przy tym ''co też miał na myśli''...Zaczynałam się
juz bać tych jego ''warunków'' bo podejrzewałam, że mogą być trudne do
zaakceptowania.Warunki te (jak sie później miało okazać) tyczyły się
głównie ''doroślejszych dzieci'' ale...nie tylko...
-...hmmm...cóż...zatem chodźmy do bab..-odparłam zaciekawiona niezmiernie z
czym Słońce ''wyskoczy'' i czy.....''warunki się przyjmą''..
Część trzynasta Piekła
Muszę powiedzieć, że wyjeżdzamy..ale nie wiem
jak..''Najprościej''-podszeptuje mi serce więc patrząc smutnym wzrokiem mówię do
Ani:
-Chcieliśmy się też...pożegnać!
Basi mama przewierca mnie spojrzeniem a jej mina mówi więcej niż same
słowa.Zaskoczyłam ją tym jednym zdaniem i chwilkę trwa zanim to do niej
dociera.
-Jak to.....''pożegnać''????-pada z jej ust a jest to w takim samym stopniu
pytanie jak i ...nagana.Jej oczy prześwietlaja mnie na wskroś a ja mam ochotę
schować sie predziutko w jakąś mysią dziurę.
Czuję się jak gdybym coś ''zmalowała''..niczym mała dziewczynka, która
spsociła i znalazła się ''na dywaniku''..nie wiem gdzie mam oczy podziać, zeby
nie widzieć tego ...Ani spojrzenia.Jest w delikatnym szoku, zapewne nie
spodziewala się czegoś takiego usłyszeć.
-Postanowiliśmy, że ..wracamy do domu...-mówię a głos troszeczkę mi sie
załamuje.
Nutki niepewności zaczynają ''pobrzdękiwać'' i już sama nie wiem czy jest
to jednak słuszna decyzja.
Robi mi się przeraźliwie smutno na duszy...Nie będzie już wieczornych
pogaduszek..porannej kawusi..rozmów..śmiechów..
Jedyne co będzie to- jedna wielka niewiadoma- po wcześniejszym przymusowym
powrocie.
Już wielokrotnie bywałam w sytuacji ''bez wyjścia'' ale jeszcze nigdy nie
czułam się tak ..''podle'' jak w tamtej chwili.
Żałość ogromna mnie ogarnęła, że tak oto maja skończyć się
te...wakacje.
Przeklinam w duchu te złe janioły, że nie zostawiły mnie w spokoju....że
nie dały mi odpocząć od siebie....i przylazły!Wrzeszczę do nich w duchu:''Nie
jestem taka zła przecież żebym nie mogła mieć kilkunastu spokojnych i radosnych
dni w roku...czy już nie wystarcza wam, że w Królestwie łazicie za mna krok w
krok...?! Nie mozecie się choć na chwilkę ..odczepić????..''
Dobrze, że na zewnątrz nie słychać tego mojego monologu z
''kocmołuchami''...dobrze, że nie widać jak ''czarne piekności'' obstapiły mnie
i z przeraźliwym chichotem tańcuja dookoła mnie dziki, diabelski taniec.Nie mam
sił aby je od siebie odgonić...przepędzić na cztery wiatry...posłać tam skąd
przyszły, czyli do piekielnych czeluści ciemności.
Złe moce zawiązują mi chustę na oczy i postanawiaja urządzić sobie zabawę w
''ciciubabkę''.Krecąc mną dookoła, dotykają swoimi czarnymi łapami i śmiejąc się
do rozpuku wykrzykują znaną z dzieciństwa rymowankę:
''-Babciu, babciu na czym stoicie?
-Na beczce!
-A co w tej beczce?
-Kapusta i kwas!
-To..gońcie nas!''
Zostałam z zawiązanymi oczami a one rozpierzchły się dookoła.
Jestem zmęczona na tą zabawę...Zmęczona aby się w ''ciuciubabkę''
bawić..zmęczona..na cokolwiek a już z nimi zupełnie nie mam ochoty bawić się w
..cokolwiek.Mam im za złe, że sobie mnie ''upatrzyły''i ze mnie tak
..''polubiły''.Dlaczego akurat ...mnie???
Zdzieram chustę i powracam do rzeczywistości..Wstrętne złośliwce znikają a
ja słyszę jak Ania pyta:
-..ale dlaczego wyjeżdżacie???Co sie stało???
-Stało się.... dużo! O mały włos abyśmy się wczoraj nie pozabijali ze
Słońcem...Dalismy niezły ''pokaz''-niczym z jakiejś patologicznej rodziny.Marta
zalewa się łzami..najzwyczajniej w świecie już nie mamy sił..-odpowiadam z
rezygnacją w głosie.
Basiulinkowa mama patrzy na mnie przeciągle i marszczy czoło.Niezadowolenie
zaczyna gościć na jej twarzy i tak jakby ..nutka rozczarowania.
Mam wrażenie, że to rozczarowanie dotyczy ....mnie!
Cóż...zapewne wyobrażala sobie Agapi ciuteczkę inaczej...ale...ja chcę
przecież tylko..''świętego spokoju''...chcę aby demony sobie poszły...bo Orebic
zaczął przypominać jakąś ''Łysą Górę''.
Trudno mi to jej wszystko wytłumaczyć.Na to potrzebowałabym znacznie więcej
czasu...a ja ...go nie mam..ja chcę -uciec ..
-Kasia..a co na to dzieci?! Też chcą wracać do domu???-pyta Ania a mnie
znowu serce krwawi.
Przed oczami pojawia sie obraz ich szlochów i płaczów.Niemal słyszę te
nocne pochlipywania i znowu tonę w fali smutku.
-Nie..dzieci przepłakały całą noc z żałości, że wracamy..-zaczęłam a Ania
mi przerwała:
-Znaczy....chcesz unieszczęśliwić swoje własne dzieci kosztem szczęścia
jednego cudzego???!!!
Dezaprobata z jaką Ania to powiedziała poruszyła jakieś komórki myślowe w
mojej głowie i zaczęłam czuć się już całkiem beznadziejnie no bo to co
powiedziała Basiulinkowa mama było...takie strasznie trafne i prawdziwe.
Tak to niestety ..wyglądało.Tyle, że w sytuacji w jakiej się znaleźliśmy,
nie było miejsca na takie myślenie.Ktoś musiał ucierpieć..ponieważ nie było
''słusznej drogi''.Każda z dróg prowadziła do ..''nikąd''.
Zostanie w Orebicu groziło następnym piekłem (wcześniej czy później)..i
zdawałam sobie z tego sprawę.To był zaledwie początek tak zwanej ''góry
lodowej''...No i jeszcze...Marta..Czyż mogłam pozwolić żeby dziecko zalewało
się łzami na wakacjach ?!
-Kasia..dlaczego ty zawsze robisz wszystko dla ..innych?!Dlaczego nie
możesz zrobic coś dla ..siebie?! Przecież wiesz, że powrót będzie koszmarem.Nic
nie odpoczęliście...stłamszeni psychicznie wrócicie do Królestwa a potem ..co?!
Czy myślisz, że będzie ...lepiej?!-zapytała Ania a ja nie miałam pojęcia co na
to odpowiedzieć.
Obawiałam się, że Basiulinkowa mama ma rację.Bałam się powrotu i szkoda mi
bylo moich dzieci...
Serce rozdzierało mi się na kawałeczki kiedy tak Ania mówiła...to co ja
bałam sie powiedzieć na głos.
-Poza tym ...przemyśl to co chcesz zrobić..Zapłaciliście gospodyni za dwa
tygodnie.Raczej tych pieniędzy nie odzyskacie..Marta nie ponosi żadnych
konsekwencji finansowych ale...wy ..tak!
Czy nie lepiej zostać i puścić to wszystko co się wczoraj stało w
niepamięć?!Dzieci bedą szczęśliwe..wy się dogadacie....
-no a co z Martą?!-przerwałam Ani ze smutkiem.
-Marta bedzie musiała jakoś wytrzymać te kilka dni i podejść do sprawy w
ten sposób, ze ''darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda''.To są w końcu wasze
wakacje! To nie Marta was wzięła na wczasy tylko wy ją!
Skoro dzieciaki chcą zostać...a i wy chyba też(pomimo
wszystko)...to...
Ania przerwała bo właśnie na tarasie pojawiła się Basia, która nie całkiem
obudzona zrobiła ''wielkie oczy '' na nasz widok.Nie tyle na widok nas jako nas,
co na widok wyrazu naszych twarzy.
Kiedy usłyszała, że przyszliśmy się pożegnać wykrzyknęła:
-No chyba nie mówicie poważnie..oszaleliście???!!!
-Twoja mamusia powiedziała:''czy wyście zwariowali''-odrzekłam i
uśmiechnełam się smutno do przyjaciółki.
Basia nie słyszała nocnej awantury bo twardo spała..zatem w skrócie
opisaliśmy jej... co ja ominęło.
-hmm...nie wygladacie na takich ''awanturników''-odpowiedziała usmiechając
się szeroko i dodając- szczęście, że Tomas spał bo jakby ona tam wpadł..to
dopiero by wszystkich ''poustawiał''.
Wyobraziłam sobie więc... mniej wiecej co Basia miala na myśli i zaczął
pojawiać się nieśmialutko usmieszek na mojej twarzy...tak...mogłoby być
jeszcze...''ciekawiej''..bez dwóch zdań.
Z każda kolejną minutą pomysł wyjazdu przestal juz być takim ...''cudownym
rozwiązaniem''...no i Ania przecież miała rację...pora spojrzeć w lustro i
zacząć lubić tą okropną Agapi..a co za tym idzie..zastanowić się co jest dla
niej ..najlepsze..bo jak to Basiulinkowa mamusia mówi:
''troszke egoizmu jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło'' .
Decyzja o wyjeździe zaczęła tracić grunt pod nogami...i niczym niestabilna
budowla poczęła kołysac się z lewa na prawo.
-To co....moze jednak ...zostaniecie?!-zapytała Ania a ja popatrzylam na
Slońce pytając:
-Co o tym wszystkim myślisz?
Nie chciałam żeby w razie czego...było ''na mnie'' i ostateczną decyzję
pozostawiłam mężowi...Połowa mnie jednak ..chciała zostać i miałam nadzieję, że
mąż zdecyduje iż walizki zostaną rozpakowane.
Słońce popatrzył na mnie przeciągle mówiąc:
-Pójdziemy na górę to przedyskutować jeszcze raz.
Poszliśmy zatem na ..''naradę''.Wchodząc do apartamentu odruchowo
spojrzałam w to głupie lustro.Zobaczylam wyprostowana dumnie Agapi krocząca za
małżonkiem a w jej oczach zaczął pojawiać się ten błysk.Nie bałam się już moich
demonów..mało tego...byłam pewna, ze jezeli jeszcze raz urzadzą sobie ze mnie
''ciuciubabkę'' skopię im tyłki jak nic.
Nie miałam pojecia co zdecyduje Słońce ale wiedziałam, że cokolwiek to
będzie do Królestwa wrócę...''odmieniona''.Zaczęłam lubić siebie, akceptujac
swoje ułomności i wady..nie gubiąc jednocześnie tych wszystkich pozytywów jakie
posiadam...
Subskrybuj:
Posty (Atom)